Przyzwyczailiśmy się z jakiegoś powodu do tego, że dzień ślubu jest bardziej dla gości niż dla pary młodej. Tak sądzę, bo gdy rozmawiam z młodymi parami o sesji w dniu ślubu słyszę: „nie chcemy opuszczać naszych gości”. Ciągną się za nami jak smutny cień dawne sesje zdjęciowe, na które para faktycznie wyjeżdżała gdzieś do pobliskiego studio. Porzucała swoich gości na dobre dwie godziny. Tamte czasy kojarzą nam się z tłem z widoczkiem, parkową ławeczką, kolumienką w stylu jońskim i koszmarem pozowania. I efekt, delikatnie mówiąc, też momentami był dość koszmarny. Tak wyglądała kiedyś sesja w dniu ślubu :). Choć myślę, że z upływem lat takie fotografie mocno zyskają na wartości. Już teraz są reliktem minionej epoki.
Fotografia ślubna postanowiła odciąć się od kiczu i sesji w stylu jeleni na rykowisku i pójść w coś zupełnie innego. Było to zatem dążenie samych fotografów – chęć realizowania własnych pomysłów i niechęć do pracy pod presją czasu. Piękne miejsca, wiele godzin pracy, konkretna koncepcja na zdjęcia, ryzyko zniszczenia lub przynajmniej zabrudzenia ślubnych strojów – to wszystko sprawiło, że trzeba było sesje pozowane przenieść na inny dzień. A w dniu ślubu skupić się po prostu na dokumentowaniu wydarzeń. Osobiście uwielbiam podążać za rytmem, który wyznaczają ludzie, obserwować i dokumentować to, co się wydarza, tropić wzruszenia. Jednocześnie myśleć, jak będę układała opowieść o tym dniu. Ale mimo jej wielowątkowości, główni bohaterowie są jednak najważniejsi. I nie wyobrażam sobie dnia ślubu bez ich portretów we dwoje.
Przy realizacjach ślubów i przyjęć międzynarodowych zawsze mamy w harmonogram wpisaną sesję portretową pary młodej, a także pamiątkowe zdjęcia rodzinne. Jest to obowiązkowy punkt programu. Wynika to nie tylko z faktu, że zwykle wszyscy bardzo szybko wyjeżdżają do siebie i nie byłoby okazji umówić się na dodatkowy dzień zdjęciowy. Jest to po prostu element tradycji, podobnie jak błogosławieństwo rodziców, czy otwarcie wesela pierwszym tańcem pary młodej. Nowożeńcy powinni mieć pamiątkowe portrety z dnia swojego ślubu, panna młoda zdecydowanie chce sfotografować się wśród swoich druhen. Panowie również zwykle tworzą niezwykle fotogeniczną grupę. Fakt zniknięcia nowożeńców na chwilę nikogo nie dziwi. Dlaczego zatem nasze polskie pary trzeba na taką sesję namawiać? 🙂
Po pierwsze dlatego, że wbrew pozorom jest całkiem sporo czasu, którego my osobiście bardzo nie lubimy marnować. Staramy się wykorzystać każdą chwilę i każdą sprzyjającą okoliczność na wykonanie zdjęć. Przyjmujemy też taką strategię, że jeśli widzimy ciekawe miejsce, sprzyjające światło, krótko mówiąc – mamy pomysł na wykonanie konkretnych zdjęć – robimy to od razu. Niewykorzystana szansa na zdjęcie mści się, zupełnie jak w piłce nożnej. Albo efemeryczny promień słońca znika, albo coś innego staje na przeszkodzie – i już tego zdjęcia, które wpadło nam do głowy, nie da się wykonać. A niewykonane zdjęcia są jak niekupione sukienki – dziewczyny wiedzą, o czym mówię ;). Spójrzmy chociażby na zdjęcia, wykonane nocą, w miejscu wesela, tuż przed naszym odjazdem około pierwszej w nocy. Każde z nich jest efektem naprawdę króciutkiej sesji. Kilka minut, a niepowtarzalne okoliczności – w postaci miejsca wesela i dekoracji – zostały wykorzystane do stworzenia kilku pamiątkowych fotografii.
Kiedy można zrobić krótką sesję w dniu ślubu? Możliwości jest co najmniej kilka. Po pierwsze okazję do stworzenia pięknych portretów mamy już na przygotowaniach. Nie trzeba tego w żaden sposób planować, próbować zamykać w jakieś ramy czasowe. Podpowiedziałabym raczej, że najlepiej zdać się tutaj na doświadczenie fotografa. Fotograf reportażysta jest obserwatorem wydarzeń, podąża za nimi. Ale wiadomo też, że nawet dzień ślubu zawiera w sobie momenty nicniedziania. Między makijażem i fryzurą a ubieraniem sukni – mamy piękny moment czekania, aż będzie można tę suknię założyć. Nawet jeśli to czekanie to tylko 3 minuty, to mamy aż trzy minuty na kilka portretów, np. naszej panny młodej w szlafroku od przyjaciółek, z dziewczynami, z szampanem. To samo dotyczy młodych panów. Nooo, może za wyjątkiem szlafroczka ;). I dziewczyn ;). Choć niczego nie negujemy! 😉
Potem nadchodzi moment, kiedy oboje są już gotowi – kolejny, który można znakomicie wykorzystać do portretów. No i wreszcie – moment, w którym widzą się po raz pierwszy. Piękne emocje, a potem kilka minut bycia ze sobą, wymiana czułości, krótki spacer. I już – kilka zdjęć portretowych z dnia ślubu urozmaici reportaż z Waszego dnia.
Kolejny moment, w którym może się odbyć sesja w dniu ślubu, to chwila po ceremonii, drodze na przyjęcie. Tu czasem pojawia się pewna newralgiczna kwestia, zwana przez nas „kwestią rosołu”. Każdy pracujący dla Was podwykonawca ma swoje priorytety i chce swoją pracę wykonać jak najlepiej, to oczywiste. Spośród nich, najmniej elastyczna wydaje się kuchnia. Raz ustalone godziny posiłków są zwykle nie do ruszenia. Czasem dramaty i dantejskie sceny odbywają się o pięciominutowe opóźnienie. Dlatego musimy pracować szybko, a dziesięcioletnie doświadczenie pozwala nam skutecznie działać pod presją czasu i z szalejącym szefem kuchni na horyzoncie.
Mówiąc o „kwestii rosołu” mam na myśli to, że po ceremonii staramy się zabrać nowożeńców na kilka zdjęć. Dotyczy to zwłaszcza ślubów jesiennych, kiedy światło szybko umyka i w zasadzie moment przejazdu na wesele jest ostatnim, kiedy możemy zrobić krótką sesję jeszcze w naturalnym świetle. Dotyczy to również sytuacji, kiedy mamy piękne auto do ślubu i bardzo byśmy chcieli je wykorzystać do zdjęć. Wtedy powiadamiamy rodziców i świadków, że potrzebujemy kilku minut. Najczęściej je dostajemy. Rzadziej pojawia się temat czekającego już na wszystkich rosołu… No właśnie ;). Ale umówmy się, po ślubie nie będziemy pamiętać, czy rosół był dostatecznie gorący, natomiast uwiecznione na zdjęciach emocje, które towarzyszyły młodej parze tuż po ślubie – to z Wami zostanie na długo.
W sezonie letnim zawsze mamy dokładnie sprawdzone zachody słońca, bo uwielbiamy ten rodzaj światła. Jeśli warunki pogodowe na to pozwalają, namawiamy nowożeńców na krótką sesję właśnie w promieniach zachodzącego słońca. Gdzie taka sesja może się odbyć? Zwykle na miejscu wesela odnajdujemy inspirujące miejsca. Jeśli jednak spacerujący goście weselni nieco rozpraszają naszych modeli, zabieramy ich na moment naszym samochodem w miejsce nieco bardziej intymne, które udało nam się wypatrzyć po drodze lub zlokalizować na mapie :). Zwykle jest już po życzeniach, pierwszym tańcu i pierwszym bloku muzycznym. Co wtedy zwykle słyszymy od naszych par? „Jak dobrze na chwilę się wyrwać i odetchnąć po całym tym stresie”.
I właśnie o to chodzi, to jest wtedy Wasze pięć minut (no, może przedłużyć się do piętnastu), kiedy jesteście tylko ze sobą i dla siebie, kiedy opada stres i możecie autentycznie nacieszyć się sobą, wymienić czułe gesty. A my to troszkę podpatrujemy. Ale nienachalnie. Stawiamy na naturalność, ruch i szczere emocje. Zatem nie są potrzebne jakieś specjalne pomysły, a od par młodych nie oczekujemy niczego więcej poza byciem sobą i ze sobą, otwarciem i szczerością. A nam, nawet po całym tym męczącym i stresującym dniu udaje się wyciągnąć z nowożeńców masę energii. Nawet nie podejrzewacie, ile jej macie w sobie. A co jest jej źródłem? Wasze poczucie szczęścia i spełnienia. I to zdecydowanie widać na zdjęciach. Taka sesja w dniu ślubu jest najpiękniejszą pamiątką.
To ostatnie zdjęcie ma ciekawą historię. Uwielbiamy je. A cóż to jest w tle? Ściana Lewiatana :). Drodzy – wszędzie się da. Wystarczy troszkę dobrego światła i bardzo dużo chęci. Najważniejsi jesteście WY!
Spodobał Ci się ten wpis? A może obejrzysz też reportaż z sesją w dniu ślubu w klimacie miejskim i industrialnym? Zapraszamy do Restauracji Impresja 🙂
A jak to może wyglądać w pałacu? Pałac Goetz w Brzesku to jedno z naszych ulubionych miejsc 🙂
Świetny post. Jestem przyzwyczajony do sesji w dniu ślubu- we Francji to codzienność fotografa ślubnego. Chciałbym żeby w Polsce też się to przyjęło.