Reporterska fotografia ślubna to wymagający rodzaj fotografii. To nie tylko prosta dokumentacja wydarzeń, to otwarcie się na innych ludzi. To nieprzewidywalne warunki, jeśli chodzi o przestrzeń i oświetlenie. To presja czasu. Wreszcie – to radzenie sobie z emocjami innych, bardzo silnymi w tym dniu. Kiedyś usłyszałam – „jeśli już dzień wcześniej wiesz, jakie zdjęcia wykonasz następnego dnia, idąc fotografować ślub – to już przegrałeś”. Dlaczego? Bo umysł ograniczy się tylko do tego, co jest w planie. Tak jest najłatwiej. Mózg to maszyna o prawie nieograniczonych możliwościach, ale dość leniwa, jeśli jej nie stymulujemy. Dąży do prostych rozwiązań. Ale co będzie, jeśli to, co zaplanowaliśmy, nie daje się wcielić w życie? Światło nie sprzyja, przestrzeń niekoniecznie jest inspirująca? Frustracja i zdenerwowanie, bo nic nie idzie zgodnie z planem. A może by jednak wyrzucić plan?
Spojrzycie na te zdjęcia i stwierdzicie, że tu przecież wszystko sprzyja. Piękni ludzie, miejsce, światło. Oczywiście. Ale wiemy dobrze, że nie zawsze tak jest. Poza tym zdradzę Wam pewien paradoks – najłatwiej przepaść w takim miejscu, jak to. Stracić całkowicie z oczu reportaż i skupić się tylko na miejscu, wmontowując w nie ludzi. I może być najpiękniej, ale jakoś nieludzko, bo zabraknie szczerych emocji, mocnych, dynamicznych, reporterskich kadrów.
O fotografii ślubnej często zwykło się mówić, że jest to reportaż z dnia ślubu. Bardzo często zdarza nam się widzieć zdjęcia podpisane jako reportaż ślubny, a w rzeczywistości są to pozowane zdjęcia. Najczęściej są to portrety i zdjęcia grupowe wykonane w czasie przygotowań, sesja w dniu ślubu, zdjęcia miejsca wesela i dekoracji. To rzeczywiście łatwo zaplanować i wpisać w agendę dnia ślubu. Wesele sprowadza się do agendowych momentów, takich jak pierwszy taniec, tort, zimne ognie (ostatnio zawsze) i oczepiny. I pozowane zdjęcia w tańcu, jakby fotograf podchodził do par krzycząc: „uśmiech, proszę!”. I jedni zastygają w bezruchu z uśmiechem na twarzy, a inni odwracają z zażenowaniem głowę mamrocząc, jak bardzo nienawidzą zdjęć. Nie dziwię się :D.
Czy reportaż ślubny wyklucza pozowane zdjęcia czy agendowe momenty? Nie, jasne, że nie, wręcz przeciwnie. To pojemna kategoria – znajdzie się tu dokumentacja wydarzeń, czyli akcja, ale też portrety czy ślubne detale. Reporterska fotografia ślubna to dla mnie bardziej sposób myślenia. Otwarta głowa. Agenda jest niezbędna. Ale fotografa, który chce wykonać reportaż, którego fascynuje reporterska fotografia ślubna, będzie interesowało też to, czego nie ma w agendzie. Może nawet najbardziej. Bo to będzie to, co odróżni jego styl od innych – skupionych tylko na tym, żeby zrobić ładną sesję, detale, pierwszy taniec, tort i zimne ognie. Bo na to wszystko ma się wpływ. A reszta? Ta reszta najlepiej pokaże, czy fotograf ma swój indywidualny styl.
Fotograf reporter musi być „jak mucha na ścianie” – przeczytałam kiedyś. Czyli niewidoczny. Ale jednocześnie wszędobylski, wszystkowidzący. Czy się z tym zgadzam? Nie do końca. Uważam, że nie da się zrobić dobrego reportażu ślubnego będąc niewidocznym. Fotograf powinien być blisko. Nawet najpiękniejsze i najszczersze emocje pokazane z oddali, tracą na sile oddziaływania. „Jeśli twoje zdjęcie nie jest wystarczająco dobre, znaczy, że nie byłeś wystarczająco blisko” – pisał Robert Capa.
I teraz najważniejsza kwestia – jak osiągnąć naturalność w zdjęciach bez podpatrywania z dystansu i będąc faktycznie blisko fotografowanych osób? I tu jest moim zdaniem clue pracy fotografa ślubnego. Mianowicie – jeśli fotograf pracuje dużo i z zaangażowaniem, widać go ciągle z aparatem przy oku, to po jakimś czasie już wszyscy są przyzwyczajeni do jego obecności. Kilka pozowanych zdjęć pozwala przełamać początkowy opór wobec bycia fotografowanym. A potem jest już łatwo. Wszyscy zaczynają zachowywać się naturalnie, bo szklane oko i tak jest cały czas blisko. A pod szklanym okiem jest uśmiech fotografa, który mówi, że można nie bać się być sobą – po prostu :). Wydaje mi się, że wstając od stolika tylko od czasu do czasu, a w międzyczasie kręcąc głównie rolki na Instagrama – nie da się tego osiągnąć.
Reportaż literacki to gatunek pogranicza. Należy do publicystyki, literatury faktu i literatury pięknej. Z jednej strony powinien być obiektywny i opisywać rzeczywistość taką, jaką jest, ale z drugiej strony zawsze zawiera subiektywne elementy, które bardzo wiele mówią o autorze. I podobnie jest z reporterską fotografią ślubną. Z jednej strony jest to rzetelne udokumentowanie wydarzeń. Z drugiej strony – to, w jaki sposób patrzy fotograf, co zawiera się w jego zdjęciach – dużo mówi o autorze. Reportaż ślubny ma swoich głównych bohaterów i jest to ta dwójka, która bierze ślub. Wszystko, co ich dotyczy, stanowi trzon tej opowieści – wątek główny. Ale jest jeszcze cała masa wątków pobocznych – sytuacji dostrzeżonych mimochodem, emocji, którym ulegają inni ludzie, ciekawych kształtów, kolorów, faktur i mnóstwa rzeczy, które przyciągają uwagę dobrego fotografa. I to właśnie w tych rzeczach widać indywidualny styl fotografa, a także to, czy faktycznie pracuje z zaangażowaniem.
A teraz garść zdjęć. Pięknych ludzi, w pięknych miejscach, ale jednak w reporterskim stylu. Enjoy :).
Jeśli zaciekawił Cię ten wpis, może zechcesz obejrzeć inne nasze reporterskie realizacje? Np. Ślub na zamku w Kliczkowie reporterskim okiem lub wyjątkowy i nietuzinkowy czarno-biały reportaż ślubny? Zapraszamy, zostań na dłużej i zapytaj o dostępność 🙂